Tradycje weselne i zwyczaje ślubne

Ślub i wesele, jak chyba żadne inne święto, obrosły w przesądy, wierzenia i symbole. Niektóre z nich czasem już trudno nam zrozumieć i rozpoznać, zrozumieć ich sens. Uznajemy że tak się po prostu robi i już. A te pozornie zwykłe rzeczy mają często długą i ciekawą historię. Nie będę tutaj jednak pisać o wszystkich, niektórych dawno już zapomnianych elementach starodawnego wesela. Wiele z tych tradycji dzisiaj wydaje się zupełnie anachroniczne – na przykład to, że podczas tradycyjnego wesela polskiego państwo młodzi w zasadzie nic nie robili. Siedzieli za stołem i tyle. Jeśli chcielibyście wiedzieć, jak takie wesela wyglądały kiedyś na polskiej wsi, na królewskich dworach, albo w społecznościach plemiennych – dajcie znać, kiedyś o tym napiszę. Jednak teraz chcę opowiedzieć o weselu jako obrzędzie, który ma swoje ramy, elementy i konstrukcję. O tych zwyczajach weselnych, które do nich należą, a które, często w szczątkowej formie, jakoś przetrwały do dzisiaj – jako część ceremonii lub coś, co należy do tak zwanych weselnych przesądów. O ich pochodzeniu, roli i symbolice. Żeby też trochę rozróżnić przesądy ślubne od tego, co jest zakorzenione w bardzo starych rytuałach, a zależnie od kręgu kulturowego, religii, czasów i potrzeb przyjmuje różne formy. Nie opowiem o wszystkim, bo musiałbym napisać książkę. Ale o tym, co najważniejsze. Bo im bardziej świadomie przeżyjecie wydarzenie tak ważne w waszym życiu, tym lepiej, prawda? Pamiętajcie też o tym, że rozumiejąc znaczenie poszczególnych elementów, możecie je lepiej, świadomie, swobodnie wykorzystywać, zmieniać i dopasowywać do Waszych potrzeb i marzeń związanych ze ślubem i weselem.

Obrzędy ślubne

Ludzie świętowali (i poniekąd świętują nadal) te chwile i sytuacje, które wiązały się ze zmianami: narodziny (albo raczej przyjęcie nowego członka do społeczności), postrzyżyny lub zapleciny (czyli dorastanie), ślub, wesele, no i śmierć. Te święta mają swoją bardzo ważną funkcję – wprowadzają i sankcjonują tę zmianę w życiu indywidualnym i w społeczności. Każdy z obrzędów przejścia (jak się je nazywa w antropologii kultury) ma swoją specyficzną konstrukcję, służącą konkretnemu celowi – przeprowadzeniu człowieka z jednego stanu w drugi. I we wszystkich kulturach i religiach ślub i wesele były jednym z tym momentów życia, które najhuczniej celebrowano, i których dotyczy bardzo wiele wierzeń, przesądów i elementów starszych, niż mogłoby się nam to wydawać. Takie dawne obrzędy (piszę tu o obrzędach ogólnie, bo nie jesteśmy na seminarium z antropologii, a one mają pewne cechy wspólne, niezależnie od szerokoście geograficznej, czasu i innych rzeczy) były pewnego rodzaju bramami. Trwały długo i tych bram, przejść, pożegnań ze starym i powitań nowego było w nich zazwyczaj wiele. Mimo, że czasy się zmieniły, podczas współczesnego wesela też możemy je znaleźć – i po swojemu wykorzystać. Zacznijmy te poszukiwania od sprawy najbardziej oczywistej – od obrączek.

Obrączki – symbole ślubne

Czego symbolem są obrączki?Nie ma ślubu bez obrączek, to jasne.

Obrączki ślubne mają swoją długą historię i tradycję. Tego rodzaju pierścienie pojawiły się już w starożytnym Egipcie, choć nie były metalowe – przyszli małżonkowie splatali je dla siebie nawzajem z trzciny lub włókien papirusu. Później, w starożytnym Rzymie zaczęto używać pierścieni metalowych, z cennych kruszców. W średniowiecznej Europie, pierścień ślubny początkowo nosiła tylko kobieta, dopiero później przyjął się zwyczaj wymiany obrączek. A w Polsce? W Polsce obrączki ślubne stały się powszechne dopiero w XVIII wieku, przedtem aktem przypieczętowującym małżeństwo było symboliczne związanie rąk młodych stułą (w przypadku chrześcijaństwa) lub zdobnym pasem (w społecznościach przedchrześcijańskich).

Obrączki są symbolem związku i jedności małżeńskiej. Mają też swoją symbolikę jako przedmiot – okrąg oznacza wieczność i nieskończoność, zaś włożenie obrączki na palec stanowi pewnego rodzaju przejście przez bramę, wejście w nowe życie. Ale obrączki mają jeszcze jeden kontekst. Ważnym elementem starych obrzędów weselnych jest wymiana darów. Dlatego obrączki, którymi się młodzi wymieniają są symbolicznym podarunkiem, zawierają w sobie wszystko to, co cenne i ważne, co chcemy sobie nawzajem dać. Możecie zatem również, myśląc o obrączkach, pomyśleć i o innym rodzaju daru, lub prezentu, czymś, co nawzajem dla siebie zrobicie sami, co dla was będzie miało znaczenie.

Przesądy ślubne dotyczące stroju

czyli coś nowego, coś starego, coś błękitnego, coś pożyczonego.

Szukając sukni lub dodatków wiele par kieruje się przesądem ślubnym, według którego podczas wesela należy mieć na sobie coś starego, coś nowego, coś pożyczonego i coś błękitnego. Dzisiaj to właściwie tylko rodzaj zabawy i wierzenia traktowanego pół serio. Jednak – jak się zaraz przekonacie – jest ono mocno osadzone w bardzo archaicznych obyczajach. Tradycyjny obrzęd prowadzi nas ze starego w nowe. Założenie, że człowiek wkraczający na nową ścieżkę musi zostać wyposażony w to, co mu niezbędne, jest stare jak sama ludzkość. A co jest niezbędne? No właśnie to: stare, nowe, pożyczone… Żegnamy dawne życie – ale jednocześnie zabieramy ze sobą jego cząstkę, honorując to skąd pochodzimy – dlatego człowiek, którego rytuał dotyczy zostaje wyposażony w coś, co symbolizuje jego historię, świat, z którego przychodzi. Coś starego. To co nowe, czyli coś zupełnie jeszcze świeżego, nietkniętego, nieznanego – otwiera się dla nas i symbolizuje to strój, biżuteria, nowo utkana tkanina, a w kulturach plemiennych czasem broń. W przejściu towarzyszą człowiekowi bliscy – rodzina i przyjaciele. Oni też wyposażają nas na drogę, a umowna konieczność „zwrócenia” pożyczonego przedmiotu jest wyrazem więzi, która będzie trwała nadal. Stąd coś pożyczonego. A co z tym błękitem? Błękit kiedyś był kolorem przyporządkowanym pannie młodej. W symbolice chrześcijańskiej jest też kolorem Maryi. W różnych czasach i kulturach kojarzony był z niebem, z wiecznością, z tym, co ponadludzkie. Dlatego błękitny dodatek może symbolizować opiekę „wyższej instancji” – jakakolwiek by ona nie była. Tak więc można to potraktować tylko jako weselny przesąd, ale może to ma sens…

Zwyczaje ślubne i przesądy dotyczące welonu, wianka i korony weselnej

Ważnymi elementami stroju panny młodej są też oczywiście welon lub wianek. Dawniej, według zwyczaju wiejskiego, panna młoda miała na sobie wianek, który później jej zdejmowano z głowy, nakładając czepiec małżeński (za chwilę o oczepinach napiszę więcej). Wianek – początkowo skromny, z zielonych roślin (ruty, mirtu, barwinka) nazywany był też koroną panny młodej. Być może stąd w niektórych bogatszych społecznościach pojawiły się również prawdziwe, bardzo zdobne korony i diademy. Welon jest natomiast w weselnej tradycji polskiej stosunkowo nowym wynalazkiem i przywędrował z wyższych sfer, przywieziony najprawdopodobniej ze wchodu, gdzie panna młoda szła do ślubu z zakrytą twarzą. Miało to podwójne znaczenie. Po pierwsze dodawało uroczystości momentowi, w którym pan młody odsłaniał twarz przyszłej żony i widział ją po raz pierwszy (kiedyś często tak było naprawdę, teraz na szczęście już nie). A po drugie welon zakrywający twarz chronił pannę młodą przez „złym okiem”, dzięki czemu nikt nie mógł rzucić na nią uroku, ponieważ panna młoda, jak każdy człowiek w chwili „przejścia” z jednego świata do drugiego, z jednego etapu życia do drugiego, zawieszony pomiędzy, był – jak wierzono – szczególnie narażony na działania magiczne.

Ludowy zwyczaj weselny: wyprowadzanie i wykupowanie panny młodej

Kiedyś pan młody przyjeżdżał po swoją przyszłą żonę do jej domu rodzinnego. I stamtąd ją literalnie zabierał. Już na zawsze. Odbywało się to jednak na bardzo szczególnych zasadach, bowiem młody musiał swoją ukochaną wykupić od jej rodziny. Kiedyś było to wykupowanie zupełnie prawdziwe (a sumy i przedmioty ustalali ojcowie młodych między sobą), później stało się elementem rytualnym i symbolicznym, zatem wykupowanie panny młodej odbywa się najcześciej za pomocą wspólnie wychylanej gorzałki (którą oczywiście musi dostarczyć pan młody).

Do tego zwyczaju należą też pojawiające się w różnych częściach Polski bramy ślubne. Bo nie wystarczyło wykupić młodą od rodziny. Trzeba też ją było wykupić od jej społeczności – sąsiadów i przyjaciół. Dlatego ludzie zastawiali młodym drogę, a dalszy przejazd był możliwy po okupieniu się alkoholem lub drobnymi pieniędzmi.

Moment wykupu panny młodej od rodziców stanowił w jakiś sposób początek wesela, ponieważ po nim wyprowadzało się dziewczynę z rodzinnego domu. Takie wyprowadzenie ma ogromne znaczenie obrzędowe – poprzez nie wychodzimy ze zwykłej przestrzeni (zwykłego życia) i wkraczamy w przestrzeń rytualną, czyli świętą i świąteczną. W starych pieśniach zachowały się ślady mówiące o tym, że to wyprowadzanie trwało. Młoda żegnała się się po kolei z rodzicami, rodzeństwem, przyjaciółkami, z domem i jego kątami. Również i dzisiaj zdarzają się śluby, podczas których moment wyjścia z domu jest szczególnie celebrowany, czasem nawet towarzyszy mu kapela. I wydaje mi się to w jakiś sposób bardzo piękne i poruszające. Wiadomo, że czasy, kiedy dziewczyna odchodziła z domu rodzinnego na zawsze dawno przeminęły, ale zatrzymanie się na chwilę i to symboliczne pożegnanie bywa bardzo mocnym momentem. I chociaż owo wyjście w tradycji weselnej skupia się głównie na pannie młodej, to nie zapomnijcie, że pan młody, zanim pojedzie po swoją przyszłą żonę, też może się żegnać. I też wychodzi z domu, ze swoją własną, męską asystą.

tradycje weselne

Brama weselna – polska tradycja weselna

Skoro już jesteśmy przy wychodzeniu z domu i wchodzeniu w przestrzeń wesela, to trzeba wspomnieć o bramach – i nie tych od wykupu, o których było przed chwilą. Dzisiaj bramy ślubne pojawiają się najczęściej przed miejscem, w którym odbywa się wesele. Czasem też – jeśli ceremonia ślubna odbywa się na powietrzu – są elementem scenografii. Warto o nich pomyśleć. Przejście przez bramę jest oczywistym i kluczowym symbolem zmiany. W czasie ślubu i wesela tych bram (widocznych i niewidocznych) jest wiele. I może być wiele. Niegdyś zdobiło się specjalnie bramę domu, z którego wychodziła panna młoda. I drzwi kościoła. I bramę domu, do którego przyjeżdżano na wesele. Dlatego, jeśli podczas ślubu i wesela chcecie mieć bramę, pomyślcie o tym, które momenty są dla was szczególnie ważne, kiedy najbardziej pasuje wam uroczyste przejście. I tam ją postawcie.

brama weselna - tradycja ślubna

Zwyczaje ślubne dotyczące drogi na wesele

Przejazd na wesele obowiązkowo musiał (i często nadal musi) odbywać się z pompą! Tak, żeby wszyscy wiedzieli, że wesele jedzie! Czyli wozy i muzyka – koniecznie. A dzisiaj często dorożki, samochody, motocykle, konie, rowery czy co tam sobie tylko wymyślicie. Ta muzyka i pompa była i jest istotna nie tylko dlatego, że ma być pięknie i paradnie. Jak już wspominałem wyżej, ludzie w momencie przejścia uważani byli za szczególnie narażonych na działanie sił z zaświatów. Hałas zatem robiło się po to, żeby te wszystkie niewidzialne, a nieżyczliwe istoty odegnać precz. Stąd wzięły się takie zwyczaje, jak tłuczenie szkła, przywiązywanie puszek do zderzaka, czy choćby pospolite trąbienie klaksonami samochodów. I hałas może, ale wcale nie musi być nieprzyjemny. Możecie puścić sobie ulubioną, szaloną muzykę z głośnika. A może wolicie bębny? Może wasi znajomi tworzą świetną sekcję dętą? Sklepy muzyczne i strony internetowe pełne są różnego rodzaju kołatek, grzechotek, dzwonków, które też można wykorzystać – angażując przy tym waszych gości we wspólne działanie. A wy będziecie bezpieczni.

Nieprzemijająca tradycja ślubna: błogosławieństwo przed ślubem i powitanie młodych

Jednym z najpowszechniejszych, również teraz, polskich zwyczajów ślubnych jest zwyczaj witania młodych, już po ślubie, a przed wejściem do domu weselnego (lub miejsca, w którym wesele się odbywa) przez rodziców, chlebem, solą i wódką. Takie powitanie – z obrzędowego punktu widzenia – jest wejściem w drugą część, część świąteczną. Jest też przyjęciem młodych (teraz już małżonków) po drugiej stronie, na progu nowego życia, na początku ich wspólnej drogi. Czyli ostateczną akceptacją ich wyboru i powitaniem ich jako pary. Dlaczego akurat chleb i sól? W innych stronach świata mogą to być na pewno inne rzeczy. Jednak w naszej stronie właśnie chleb i sól mają znaczenie symboliczne. Chleb, jako podstawa, niezbędna człowiekowi do przeżycia, niebezpośrednio przywołująca też związek z ziemią, która rodzi ziarno i z domem, którego sercem niegdyś był piec do pieczenia chleba. Sól zaś, wbrew temu, co mówią niektórzy, wcale nie oznacza życiowych trudności. W kulturze i wierzeniach ludowych sól ma właściwości apotropeiczne – czyli ochronne, odganiające zło. Sól święconą w dzień świętej Agaty dawano też ludziom ruszającym w podróż – żeby pomogła im znaleźć drogę do domu. A wódka? Wiadomo. Święta woda.

Oczywiście, jak wszystko, tak i ten zwyczaj można dostosować. Chleb można upiec samodzielnie. Można też podzielić się nim z resztą gości. Możecie pomyśleć o czymś, co jest istotne i znaczące dla was – może to wcale nie musi być chleb i sól, tylko na przykład placki i jagody? Można rzucać kieliszkami za siebie – albo nie. Jak chcecie, ważne, żeby dla was miało to swój wewnętrzny sens i spójność.

Tradycja weselna a pierwszy taniec

Pierwszy taniec jest jednym z tych zwyczajów ślubnych, które części młodych par spędzają sen z powiek. Co zatańczyć? Jak zatańczyć? Walca? Tango? I co, tak sami, na oczach wszystkich? A jak ktoś nie umie i nie lubi tańczyć? Oczywiście, jak zwykle, to jest wasze wesele i wy decydujecie czy czegoś chcecie, czy nie. Ale może i tutaj tradycja przyjdzie wam w sukurs. Bo jakkolwiek teraz wiele osób nie wyobraża sobie wesela bez tego tańca, który należy tylko do was, to kiedyś pierwszy taniec na weselu był zupełnie inny. Pierwszym tańcem był chodzony – taki prapradziadek poloneza. Spokojny, uroczysty taniec, podczas którego wszyscy goście idą, para za parą. Młodzi czasem szli jako pierwsi. Czasem zaś w ogóle nie brali w nim udziału, siedząc za stołem. Chodzony jest w jakimś sensie tańcem magicznym – obchodziło się nim cały dom i obejście, podwórze, stodoły, obory i stajnie, przechodziło się przez drzwi i okna, błogosławiąc w ten sposób nowe miejsce do życia dla świeżo upieczonych małżonków. Jak większość takich tańców – ma wiele różnych figur, ale sam w sobie jest bardzo prosty. A ponieważ kończy się w taki sposób, że wszyscy tańczący stoją w kręgu, więc dalej już jest z górki. Rusza muzyka i wszyscy ruszają w dalsze pląsy! Jeśli ten rodzaj pierwszego tańca wam odpowiada, to zajrzyjcie do artykułu o folkowym weselu, jest w Polsce mnóstwo kapel i zespołów, które wam taką część wesela poprowadzą znakomicie!

Oczepiny – staropolski zwyczaj weselny

Oczepiny niegdyś były punktem kulminacyjnym wesela. Pannę młodą sadzało się na środku izby, na dzieży.(naczynie służące do rozczyniania mąki) Kobiety śpiewając zdejmowały jej z głowy wianek. Czasem też przycinały jej włosy. Albo przynajmniej zaplatały je w warkocz – bo mężatce nie wypadało biegać z rozpuszczonymi. To wszystko trwało. A towarzyszące oczepinom śpiewy wcale nie były wesołe ani frywolne. Raczej stanowiły rodzaj rytualnego lamentu – czyli takiego rodzaju opłakania sytuacji, dzięki której człowiek już potem więcej płakać nie musi. Na koniec pannie młodej któraś ze starszych kobiet nakładała na głowę czepiec, nakrycie głowy mężatek.

Dzisiaj oczepiny są tą częścią świętowania, która budzi w ludziach ambiwalentne uczucia. Podczas większości wesel sprowadzają się do tańca dziewcząt wokół panny młodej i łapania wianka/welonu/bukietu, który panna młoda w pewnym momencie rzuca za siebie. I, tak samo, tańca kawalerów wokół pana młodego i łapania krawata/muchy/kapelusza. Bywa, że oczepinom towarzyszą różne frywolne zabawy – które jednych bawią, a innym są nie w smak. Większość z tych zwyczajów przywędrowała do nas w XX wieku z krajów anglosaskich.

To jednak, co w tradycyjnym obrzędzie oczepin wydaje mi się mocne i ważne to to, że jest to chwila, kiedy młodą mężatkę – przed chwilą jeszcze dziewczynę – przyjmują do swojego grona starsze kobiety. Otaczają ją swoją troską i opieką, ofiarowują jej też swoje doświadczenie, wiedzę i wsparcie. Że jest to kolejna brama, kolejne pożegnanie i powitanie zarazem. I jakkolwiek w polskiej tradycji nie ma analogicznego obrzędu dotyczącego pana młodego, to właściwie można by go wymyślić, bo przecież faceci też potrzebują wsparcia innych mężczyzn…

Tradycje ślubne – co na szczęście?

Wierzenia, przesądy i zwyczaje ślubne, również te, które funkcjonują do dzisiaj, nie wzięły się z powietrza. Podczas obrzędów tak ważnych jak ślub i wesele wszystko miało znaczenie. Każdy element miał moc – odganiania złego, przywoływania szczęścia. I jeśli tylko chcecie – wszystko może mieć znaczenie. Młodych po ślubie obsypuje się ryżem lub monetami (bywa też że brokatem i konfetti, co kto lubi). Podczas tradycyjnego ślubu obsypywano ich ziarnem – na pomyślność i urodzaj. Obecność ziarna i chleba w wierzeniach weselnych jest w ogóle w Polsce nie do pominięcia. Jesteśmy z kraju rolniczego, ot co. Dawniej w niektórych (zwłaszcza wschodnich) regionach piekło się na wesele wyjątkowy chleb – korowaj. Zaczyniała go specjalnie wybrana, starsza kobieta. Korowaj nie był zwykłym chlebem. Był wielki, okrągły, był z miodem, często był przepięknie zdobiony – były na nim słońca, księżyce, kogutki i inne ptaki – wszelkie symbole duszy, siły, światła i życia. Dzisiaj rzadko kiedy korowaj pojawia się na weselach, ale jeśli chcecie, możecie o swoim torcie weselnym pomyśleć jak o czymś znaczącym i ozdobić go takimi symbolami, które dla was oznaczają siłę i pomyślność. Byłem na ślubie, na którym zamiast tortu, czy obrzędowego pieczywa były naleśniki – bo pan młody był specjalistą od naleśników. Dodał do nich przyprawy i zioła, które oboje z żoną kochali najbardziej i które dla nich były z różnych przyczyn istotne. A gościom opowiedział o tym, co za chwilę zjedzą. I to naprawdę było niesamowite. Oraz pyszne.

Dawne obyczaje weselne czyli co na koniec?

Dawniej, bardzo dawno temu „oficjalnym” końcem wesela były pokładziny – czyli ta chwila, kiedy młodych oddelegowywało się do sypialni na noc poślubną. Różne były tych pokładzin wersje, niektóre okropne, dość powiedzieć, że młodych już więcej na weselu nie widziano, a reszta bawiła się dalej. Bardzo to stare i anachroniczne, a miejscami zupełnie nie do przyjęcia dzisiaj. Ale istotne jest to, że był jakiś moment, w którym cały obrzęd uznawano za dopełniony. Wiadomo było, że to już, już się stało, już się wydarzyło i teraz – przez ostatnią bramę (którą często były po prostu drzwi, albo i stół, pod którym ktoś zasypiał) można wracać do zwykłego życia. To powracanie – podobnie jak wchodzenie w przestrzeń obrzędu – wymaga czasu, dlatego często wesela nie mogły i nie mogą się obyć bez poprawin. Ale to wcale nie chodzi o zakończenie imprezy, tylko o podsumowanie święta, a tą „ostatnią bramą” może być cokolwiek, co wymyślicie. Piosenka. Podziękowania. Taniec. Tak, żeby było wiadomo, że teraz już każdy może po swojemu, spokojnie wracać albo jeszcze zostać, zaś wszystko, co ważne, już się wydarzyło. I wiadomo – cokolwiek postanowicie z tymi wszystkimi obrzędami weselnymi, przesądami, wierzeniami zrobić, cokolwiek sobie wymyślicie – opowiedzcie mi o tym, a ja tam będę jako fotograf ślubny, w samym środku zdarzeń, razem z wami, upamiętniając to.

Spodobał Ci się artykuł dotyczący zwyczajów ślubno-weselnych? Zobacz również inne inspiracje:

Komentarze